Zostałam uświadomiona

- Babciu, a wiesz? Jak się chce mieć dziecko to pan musi włożyć pani siusiaka do sikaczki. Obrzydliwe, ja nie będę nigdy miała dzieci - powiedziała Zosia lat 6 i pół. Babcia się zacukała i zwekslowała na rodzenie.
- No, hm, to nie jest takie straszne, rodzenie jest okropne.
Po czym zeszło na rodzenie ze znieczuleniem ,bez znieczulenia, cesarkę i jakoś się zagadało ów drażliwy temat. Zosia oczywiście będzie rodzić ze znieczuleniem, jak mi oznajmiła, pomijając zupełnie fakt wstrętnego poczęcia ;-) Ale - no kurcze - ja już swoje w tym temacie odsłużyłam z moimi dziećmi. To teraz pora na młodsze pokolenie, niech się ono męczy.
A tak a propos to bocianów u nas jeszcze wcale nie ma, a w tej chwili na dworze jest biało.

Przedwyborczo

Ale nie o Parlament Europejski biega. Co mi tam jakiś głupi PE. Po pierwsze daleko, a po drugie mam takie niejasne wrażenie, że zajmują się tam głównie pie...dzeniem w stołki. Tudzież wymyślają co głupsze i nikomu niepotrzebne regulacje prawne - głównie po to, żeby udowodnić swoją przydatność. No, oczywiście na wybory się pofatyguję, ale głównie dlatego, że nie lubię PiSu.
Niee, my tu będziemy mieć znacznie ważniejsze wybory. Otóż - na początku kwietnia będziemy wybierać sołtysa. Gdybyż to dotychczasowy zechciał dalej być sołtysem - nie byłoby problemu. Wieś pod jego rządami odżyła i zdecydowana większość jest z niego zadowolona. No, ale cóż. On już więcej nie chce - mówi, że jest już za stary i nie ma siły. No, faktycznie, dokładnie to ja nie wiem ile ma lat, ale z pewnością więcej jak 75. I nie bardzo jest na to miejsce ktoś sensowny. Ja też nie chcę - już mi wystarczy roboty jako ta prezeska, a przecież też na emeryturze jestem i te, hm, niby, wakacje forever mam. Hihi, trochę się tu certolę, wszak podoba mi się ta robota, no , ale bez przesady. No i tak. Wieś podzieliła się obecnie na dwie frakcje, a podział przebiega mniej więcej po linii wiekowej co się zresztą z grubsza pokrywa z podziałem miejscowi - przyjezdni. Ci pierwsi - tu się urodzili i spędzili całe życie, na ogół słabo wykształceni, ci drudzy - emeryci z wyższym wykształceniem, którzy się tu sprowadzili z miasta po przejściu na emeryturę. No, tym niemniej - żadne z nich sołtysem być nie chce. Naszym kandydatem jest miejscowy, ale taki, który się aktywnie we wszystkie wsiowe przedsięwzięcia angażował. Strona przeciwna optuje za takim jednym Marcinem, jedynym, zresztą, we wsi rolnikiem. Ale - poza przychodzeniem na gotowe na nasz doroczny festyn - nigdy w niczym nie uczestniczył, nie pomógł, a wieść gminna głosi iż chodzi mu głównie o 200 zł co je sołtys co miesiąc dostaje. No i tak. Halina mówi, że jeśli by on został to ona się ze wszelkiej działalności wyłącza. Ja tak nie uważam, dlaczego niby wieś miałaby zamrzeć w swym dawnym marazmie? No nic, pożyjemy, zobaczymy.

O jak dobrze, dobrze jak

Uff, to jest ten krótki moment, kiedy nic nade mną nie wisi. Wszystkie projekty złożone. No, te, które są do złożenia na początku roku. Bo latem jeszcze konkurs ogłoszą alkoholicy (znaczy się, hehe, konkurs z Gminnego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych oraz Programu Przeciwdziałania Narkomanii), ale to hohoo, a może i bardziej. No i projekt w ramach Odnowy Wsi. Ale to już mam w głowie ułożony - chcemy, żeby nam sfinansowali (tym razem Urząd Marszałkowski) dach nad naszym wspaniałym combo piecowo-grillowi-wędzarnianym. Ten ostatni jest o tyle fajny, że rozlicza go gmina, a nie my. Hehe, tak a propos to pamiętacie sławetnego agenta Tomka? No to ów Tomek, albo kretyn, albo głupek, albo po prostu zwykły złodziej, chociaż, jak fama głosi ponoć nie ukradł. Owóż Tomek ów wziął był i zbankrutował moją gminę. Bo. Prowadził (no, między innymi) dom pobytu dziennego dla seniorów. No i projekt był zrobił na remont owego domu, dostał dotację, kilka milinów, ba, nie to co my, te marne, no góóra, kilkanaście tysięcy no i wydał je na co innego. Też na potrzeby domu i staruszków, ale nie na remont. A tak to nie ma. Jak w kosztorysie stoi remont to tych pieniędzy wydać na co innego nie wolno. Traktuje się to jak defraudację i dotację trzeba zwrócić. No i, skoro forsa szła przez gminę, to gmina się musi rozliczyć, czyli forsę oddać. A nie ten pacan Tomek. W związku z czym nie będziemy mieć w tym roku chodnika , a w najbliższych latach wodociągu. Ale ad rem. W okolicznych nadleśnictwach (bo to bogate firmy) pisma z błaganiem o wsparcie złożone, już się nawet dwa nadleśnictwa odezwały, jedno dało 3 stówy, a drugie 5. A najbliższa impreza, którą trzeba będzie zorganizować, dopilnować i te de i te pe ma być dopiero w czerwcu.
Na gruncie prywatnym to jak na razie jacyś goście zapowiedzieli się dopiero na drugi dzień świąt (mam na myśli tych gości płatnych), mają być 4 dni potem 4 dni na sprzątnięcie i przyjeżdżają następni - też na 4 dni. Aale to jeszcze ponad miesiąc.
W dodatku dzisiaj pogoda starannie ilustruje powiedzenie - w marcu jak w garcu (a może w marncu jak w garncu ;-) więc z czystym sumieniem mogę się oddać słodkiemu nicnierobieniu.

Aa, zapomniałam, złożyłyśmy również, obie z Haliną (w tamtym roku byłam sama) papiery na ogólnopolski zjazd przedstawicieli wiejskich organizacji pozarządowych, który ma się odbyć pod koniec maja. Tam fajnie bardzo jest.  Tyle, że tak z ręką na sercu muszę powiedzieć, że te wszystkie zjazdy, fora, szkolenia to są głównie po to, żeby organizatorzy mogli się wykazać, a prowadzący szkolenia zarobić. W ciągu tych kilku lat co działam byłam na kilkunastu takich wyjazdach i tylko jedno jedyne szkolenie było dla mnie przydatne, zapisałam pół zeszytu i wciąż z tego korzystam. Reszta to taki pic na wodę fotomontaż.

Ło jak się tyż to łuszko łurwało

Mawiała służąca moich rodziców utrącając uszko od kolejnej filiżanki czy kubka. U mnie urwało się nie uszko, a, kurdele bele, kran na zewnątrz. W piątek jeszcze był na miejscu, w sobotę wracam ci ja ze sprzątania (sprzątaliśmy z liści centrum wsi, co by jakoś wyglądało na wiosnę), patrzę - a kran leży na ziemi. Co u licha, myślę sobie, nie przypominam sobie, żebym o niego jakoś szczególnie zawadziła, ktoś mi tu się nocą przetwierał? Ale przecież nic nie zginęło. Kłopot spory, bo kran jest ok, to ułamała się rurka doprowadzająca wodę, dobrze, że jeszcze po zimie wody nie odkręciłam. No i wczoraj byłam u syna na obiedzie i on mówi - jak w sobotę biegałem to chciałem się pod twoim kranem opłukać, tylko go lekko próbowałem odkręcić i się urwał. Uff, przynajmniej tyle dobrze, że mam jasność, że nikt obcy mi tu nie łaził, ale kłopot jest.

Kazik mówi

- babciuuu, glut
biorę chusteczkę, wycieram gluta
- dziękuję babciu

No, zadziwił mnie. Przypomnę - Kazik w lipcu będzie miał 3 lata. W ogóle to chyba najgrzeczniejsze z moich licznych wnucząt. Chociaż jego rodzice jakoś się z tą opinią niespecjalnie zgadzają.

Noo, niewątpliwie, hm , martwię się, hihi

Zadzwoniłam do Karoliny z zapytaniem czy już są wyjechani oraz ile chce tych liści. Ach, bo ona w ogóle jest przeciwna i kategorycznie nie chce żadnych moich wyrobów (no, oprócz całkowicie bezwzorkowych podkładek pod talerze), ale ostatnio zamówiła sobie u mnie liście na szydełku, które chce powiesić w oknach, co by się ptaki nie rozbijały. A propos to mi się, jak jeszcze śnieg był (to akurat nie ma nic do rzeczy, podaję ten fakt dla umiejscowienia zdarzenia w czasie) rozbił o szybę najprawdziwszy krogulec, na śmierć. No więc przy okazji się spytałam ile chce tych liści. I nawet nie zdążyłam się spytać o tę nieszczęsną Rumunię, gdy sama z siebie powiedziała, że jej coś wczoraj chrupnęło w kolanie w związku z czym nie jadą ani do Rumunii, ani w żadne inne góry, tylko do Warszawy w dodatku nie dziś tylko jutro. Na co ja jej powiedziałam odpowiednio radosnym i pełnym ulgi głosem, że się bardzo martwię jej kolanem i współczuję, hihi. Powiedziała, że doskonale owo zmartwienie w moim głosie słyszy. No i fajno. Wyprawa górska przełożona na przyszły rok, ale oczywiście zima, śnieg, namiot i Rumunia.  Hm, hm, hm.
A moja córka oznajmiła wczoraj, że w ogóle w tym roku do Polski nie przyjedzie, wyśle tylko rodzinę, z czego owa rodzina spędzi u mnie tylko tydzień, albo i mniej. Jeśli jej to nie przejdzie to ja się będę musiała do niej pofatygować, ale dopiero jesienią. Najchętniej od połowy października do połowy listopada, miałabym dłuższe lato.

Jak i czy ich powstrzymać?

Aaa, bo mój syn z żoną postanowili pojechać na 3 dni w góry z namiotem. Ale, nie w nasze góry tylko do Rumunii. Najpierw 16 godzin jazdy, potem od razu w góry, bez aklimatyzacji, śnieg, cisza, pustka i znikąd pomocy jakby co. Powiedziałam synowi co o tym myślę (że to durne) i może by pojechali np w Bieszczady, tam o tej porze roku też żywego ducha nie uświadczą. A on na to, że też by wolał, nawet jeszcze bardziej cywilizowanie - nocować nie w namiocie tylko w schronisku, np na Chochołowskiej i pochodzić po Tatrach Zachodnich, ale, mówi, Karolina się uparła. No cóż, powiedziałam moje zdanie i chyba wiele więcej nie mogę, wszak już od jakiegoś czasu dorośli są. Dzieci zostawią u tych drugich dziadków.

Drugi wpis

Ciekawam jak się ulokuje w stosunku do pierwszego. No i co do k... wy nędzy, co z tą czcionką, dlaczego się sama zmienia? A w dodatku w tym pierwszym poście najpierw był tekst a potem zdjęcie, a na blogu się opublikowało odwrotnie. No nic, jak się nie ma co się lubi... Może się przyzwyczaję, ale - póki co - to jeszcze bardziej mi się nie chce pisać.