Kulinaria

Tutaj będę zapisywać moje udane eksperymenty kulinarne. Te nieudane niech skryje mrok i zapomnienie. Ach, bo przeważnie gotuję z głowy, co mi tam akurat w duszy gra. Albo jakie produkty mam akurat pod ręką. Czasem wychodzi coś naprawdę fajnego. Głównie wtedy jak robię coś tylko dla siebie, jak wyłażę ze skóry dla rodziny na ogół efekty marne dosyć są. No, przynajmniej moim zdaniem, albowiem z rzadka jestem zadowolona z tego com sama osobiście uczyniła. Ale powoli się tego wyzbywam, przypuszczam, że to wieloletnia tresura mojego byłego przewspaniałego małżonka wyłazi (mi bokiem ;-)
A, że się (znowu, ale to chyba stan permanenty, tyle, że czasem bardziej) znowu odchudzam i starannie ważę wszystko co przyrządzam to mi łatwiej pójdzie z tymi przepisami. Aczkolwiek nie poważam przepisów typu - 7 g soli, 58 g cebuli i tepe. Bardziej do mnie przemawiają - szczypta soli, nieduża cebula, itp, itd
No to tyle tytułem wstępu, a na początek przekopiuję kilka szczególnie miło przeze mnie wspominanych przepisów z mojego kulinarnego (mocno zaniedbanego, ale niegdyś...) bloga z bloxa.

Kottbulary z nutą wschodnią
To w zasadzie nie są klasyczne szwedzkie kottbulary tylko moja fantazja na ich temat, ale - całkiem niezłe.
Składniki:
- półkilowe opakowanie szynki mielonej
- jeden spory ziemniak ugotowany
- jedno jajko
- łyżka przyprawy garam masala
- sos sojowy - trochę
i ewentualnie sól, ale niekoniecznie
wszystkie te składniki starannie wymieszać, jakby było za rzadkie (to zależy od jakości mięsa) - dodać trochę tartej bułki. Za rzadkie jest wtedy, jak się kulki z tej masy z trudem formuje. Ma się lepić jak z plasteliny. Porobić kulki wielkości takiej, noo, jak kottbulary, powiedzmy - orzech włoski jeszcze w swojej zielonej otoczce. I usmażyć obracając na wszystkie strony na jakimś tłuszczu byle nie smalcu. Ja smażyłam na maśle klarowanym.
Teraz sos: Jak już wszystkie kuleczki są usmażone na brązowo - odkładam je gdzieś na bok, a na pozostałym tłuszczu smażę pokrojoną w piórka jedną cebulę, jak jest już prawie miękka i lekko zrumieniona dodać łyżeczkę pasty curry, ja dałam żółtą, bo jest mniej ostra, ale jak kto woli ostrzejsze - może być czerwona. Dobrze ją wymieszać z cebulką i chwilkę posmażyć, aż aromaty wschodu rozejdą się po kuchni. Dolać szklankę mleka kokosowego i chwilkę z tym mlekiem pogotować. Jeśli sos wyda się Wam za rzadki - można go trochę zagęścić mąką. Gotowe.


Potrawka z grzybów leśnych
Ja zrobiłam ją z turków (nazwa oficjalna - płachetka kołpakowata) i w ogóle wydaje mi się, że lepsza będzie z grzybów blaszkowych - a więc tylko dla tych co się dobrze na grzybach znają. Więc tak:
1. około pół kilo turków
2. średnia cebula
3. dwie marchewki
4. jedna pietruszka
5. ok 150 ml rosołu (może być z kostki)
6. łyżka masła
7. 100 ml śmietany
8. sól, pieprz, natka
Grzyby oczyścić, umyć, pokroić w plasterki, cebulę pokroić w półplasterki. Do garnka włożyć masło i rozpuścić, włożyć na nie cebulę i grzyby, zalać rosołkiem i dusić na małym ogienku pod przykryciem około pół godziny. Dodać pokrajaną w talarki marchewkę i pietruszkę. Dalej dusić do miękkości warzyw. Odkryć i odparować prawie do całkiem. Odstawić z ognia, dodać śmietanę oraz przyprawić do smaku solą i pieprzem. Podawać posypane posiekaną natką.


Sałatka grecka z bakłażana
Podpatrzona w "greckiej" knajpce w którejś z galerii. Kucharz nie chciał się ze mną podzielić przepisem, więc wymyśliłam sama.
1. bakłażan jeden duży albo dwa mniejsze
2. 200-250 ml jogurtu typu greckiego lub bałkańskiego (byle nie z Lidla - jest paskudny)
3. przyprawa tzatziki - należy sprawdzić skład - ma być bez glutaminianu sodu - bardzo psuje smak - 1-2 łyżeczki
Bakłażana pokroić w plastry ok 1 cm grubości. Plastry posolić z obu stron i odstawić na jakąś godzinkę, żeby puściły sok. W międzyczasie jogurt wymieszać z przyprawą, ilość przyprawy - według gustu, ale nie mniej niż 1 łyżeczka i nie więcej niż dwie. Chyba, żeby komuś pasowało inaczej. Jak już bakłażan puści sok - odlać go, a bakłażana ugotować na parze (uważać, żeby się nie rozgotował na paćkę) i wystudzić. Pokroić w kostkę, włożyć do miski, zalać sosem i wymieszać. Przy grillu schodzi bez pudła.
Kurczak po meksykańsku
Wymyśliłam tę potrawę wczoraj i nie jest to żaden tam kurczak po meksykańsku - to raczej kurczakowa wariacja na temat kuchni meksykańskiej. Ale ponieważ wyszło super - odnotowuję tu dla pamięci (głównie mojej, bo i tak prawie nikt tu nie zagląda).
Więc tak:
1. puszka czerwonej fasoli, albo namoczyć i ugotować 100-150 fasoli czerwonej suchej (ja ugotowałam)
2. mniej więcej pół kilo piersi z kurczaka.
3. jedna średnia cebula
4. przecier pomidorowy, albo pomidory krojone z kartonika - pół kartonika, ostatecznie - koncentrat
5. kolendra zmielona - 1 łyżeczka
6. kumin rzymski zmielony - 1 łyżeczka
7. papryczka ostra lub pieprz cayenne - wedle woli, jak ktoś lubi na ostro - więcej, jak nie - mniej. Ja dałam dwie szczypty
8. olej do smażenia i na omastę - kilka łyżek
Fasolę namoczyć i ugotować (jeśli z puszki to tylko otworzyć :-) - płynu nie odlewać). Pierś z kurczaka pokroić na większe kawałki (wielkości 1/2 do 1 pudełka zapałek). Przygotować nacierkę: trochę soli, zmieloną kolendrę i kumin (troszkę zostawić) zmieszać z łyżką oleju, włożyć do tego pokrojonego kurczaka i dobrze obmaźgać. Przykryć folią i włożyć na kilka godzin (może być na noc) do lodówki. Po czym dobrze rozgrzać na patelce łyżkę-dwie oleju i obsmażyć na nim kawałki kurczaka na rumiano. Przełożyć do garnka, dolać na patelkę łyżkę oleju i obsmażyć na nim pokrajaną w piórka cebulę. Włożyć do gara z kurczakiem. Dodać fasolę wraz z zalewą (jeśli gotowana samodzielnie - z wodą, w której się gotowała, tylko tej wody nie może być za dużo, pod koniec gotowania fasoli - odparować na tyle, aby niecałkowicie pokrywała fasolę). Dodać pomidory z kartonika. Dodać pozostawioną resztę przypraw. Dodać cayenne. Dobrze zamieszać i dusić na małym ogniu ok 15-20 minut. Mniam. Podać można z brązowym ryżem.





1 komentarz:

  1. Aga, ja też zrobiłam kategorię kulinarną u siebie. Podczas pierwszego zamknięcia nas w domach więcej czasu i inwencji poświęcałyśmy na pichcenie. Z konieczności i aby nie wychodzić za często do sklepu, przynajmniej ja. Eksperymentuję więcej odkąd przestałam jeść mięso, tak całkiem i na zawsze.
    Będę zaglądać 🙂

    OdpowiedzUsuń