Noo, niewątpliwie, hm , martwię się, hihi

Zadzwoniłam do Karoliny z zapytaniem czy już są wyjechani oraz ile chce tych liści. Ach, bo ona w ogóle jest przeciwna i kategorycznie nie chce żadnych moich wyrobów (no, oprócz całkowicie bezwzorkowych podkładek pod talerze), ale ostatnio zamówiła sobie u mnie liście na szydełku, które chce powiesić w oknach, co by się ptaki nie rozbijały. A propos to mi się, jak jeszcze śnieg był (to akurat nie ma nic do rzeczy, podaję ten fakt dla umiejscowienia zdarzenia w czasie) rozbił o szybę najprawdziwszy krogulec, na śmierć. No więc przy okazji się spytałam ile chce tych liści. I nawet nie zdążyłam się spytać o tę nieszczęsną Rumunię, gdy sama z siebie powiedziała, że jej coś wczoraj chrupnęło w kolanie w związku z czym nie jadą ani do Rumunii, ani w żadne inne góry, tylko do Warszawy w dodatku nie dziś tylko jutro. Na co ja jej powiedziałam odpowiednio radosnym i pełnym ulgi głosem, że się bardzo martwię jej kolanem i współczuję, hihi. Powiedziała, że doskonale owo zmartwienie w moim głosie słyszy. No i fajno. Wyprawa górska przełożona na przyszły rok, ale oczywiście zima, śnieg, namiot i Rumunia.  Hm, hm, hm.
A moja córka oznajmiła wczoraj, że w ogóle w tym roku do Polski nie przyjedzie, wyśle tylko rodzinę, z czego owa rodzina spędzi u mnie tylko tydzień, albo i mniej. Jeśli jej to nie przejdzie to ja się będę musiała do niej pofatygować, ale dopiero jesienią. Najchętniej od połowy października do połowy listopada, miałabym dłuższe lato.

4 komentarze:

  1. No i popatrz, nie było się co martwić na zapas Rumunią. Choć nie wiem, czy martwienie się kolanem jest lepsze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałaś tutaj takie wsparcie, że to się MUSIAŁO tak skończyć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To samo się rozwiązało ,miałam na myśli Twoje matczyne obawy ,no az kolanem też nie wiadomo co ,ale chrupnięcie może nie grożne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się z nowego adresu!
    :-)))

    OdpowiedzUsuń