Czy ktoś przyjedzie wreszcie po to dziecko?

Jak to było, do licha, jak moje własne były takie małe? Z tego co pamiętam, czyli w ogóle nie pamiętam, ale coś mi tak majaczy, że całkiem mi fajnie było jak z moimi maluchami siedziałam ponad 5 lat w domu i hodowałam one. Teraz każde z wnucząt kolejno męczy mnie przeokrutnie. Przyszła kolej na Kazika. Odebrałam go dzisiaj z przedszkola, zabrałam do siebie, ło Jezuu. Ciepłej kawy wypić  się nie da. Ja nie umiem dzieciaka spacyfikować, no, tym niemniej wiem z doświadczenia (hehe, już pięciokrotniego), że za dwa trzy lata będzie po wszystkim. Przetrwam. A w dodatku znów nie tak często mam Kazika solo. A jak jest z siostrami to je zamęcza, mnie raczej nie.



Poszedł, nie mam pilota do telewizora, buuu. Gdzie on mógł go wsadzić?

Widziałam ooorła cień

A nawet nie tylko cień a całego orła. W dodatku w ilości sztuk pięć. No jak bonie dydy. Pięć orłów bielików widziałam z wcale nie tak dużej odległości. Bo goszczę aktualnie moich przyjaciół z Krakowa, a oni nie lubią siedzieć na tyłku tylko zawsze coś razem zwiedzamy, eksplorujemy, no w ogóle - aktywnie jest. No i wczoraj pojechaliśmy do Elbląga, gdzie już wcześniej mieliśmy wykupione bilety na rejs kanałem elbląskim. Niemal do ostatniej chwili nie było wiadomo czy rejs się odbędzie ze względu na niski stan wód. No, ale w końcu rejs się rozpoczął. No i te orły widziałam ze statku. Na jeziorze Drużno. Płyniemy, płyniemy, to jezioro płytkie jakieś, no bo całe w liściach nenufarów, po dwóch godzinach zaczęło się robić nudnawo, przynajmniej słonko wyszło i zrobiło się nieco cieplej. A ponieważ za niedługo miały się zacząć te sławne pochylnie - zajęliśmy strategiczne miejsca na górnym pokładzie, tym odkrytym. A tu stateczek sunie tym kanałem coraz wolniej, coraz wolniej, aż stanął. Wyszedł z mostka jakiś pan i oznajmił, że niestety, ale dalej nie płyniemy, wodę wiatr wygnał do zalewu wiślanego i jest jej za mało dla tego stateczku. No więc popłynęliśmy wstecz, tyłem znaczy się statek płynął. Do miejsca, gdzie się kanał nieco rozszerzył i tam pan kapitan zaczął stateczek obracać. Jak się potem dopytałam robił to po raz pierwszy w życiu i gdyby nie pomoc ludzi z brzegu, którzy ciągnęli podane liny byśmy tak w poprzek tego kanału tkwili at mortem defecatum. Podjechaliśmy potem autem chociaż sobie te pochylnie obejrzeć i to rzeczywiście robi wrażenie. No, chyba jedna z lepszych atrakcji tu w okolicy, No, hm, trochę dalszej okolicy, bo do Elbląga mam ok 160 km. No, ale do Buczysk, skąd również są rejsy i to tylko po pochylniach i z powrotem, bez zawadzania o jezioro, a więc i bez wodnego połączenia zalewem wiślanym, jest tylko ok 140 km. Będę namawiać rodzinę, jak tu będzie latem, żebyśmy tam pojechali. A dziś goście nie wiem co planują, być może też się gdzieś z nimi zabiorę.