Co lepsze, oryginał czy imitacja?

 Najpierw definicja. Według wikipedii.

Szczepionka to preparat biologiczny który w założeniu imituje naturalną infekcję i prowadzi do rozwoju odporności analogicznej do tej którą uzyskuje organizm w czasie pierwszego kontaktu z prawdziwym drobnoustrojem (bakterią lub wirusem).

Z tej definicji jasno wynika, że szczepionka (każda) to imitacja prawdziwego zakażenia. I-mi-ta-cja. Dlaczego więc tak bardzo nalega się na zaszczepienie ludzi, którzy owej imitacji nie potrzebują, którzy posiadają oryginał, albowiem przeszli zakażenie. Po co więc owo zakażenie u nich imitować? Po co rozwijać odporność analogiczną do tej po zakażeniu, skoro ona już u ozdrowieńca istnieje. I nie jakaś tam analogiczna, tylko własna, pierwotna.

Gadanie, że szczepionka lepiej (dłużej, skuteczniej) chroni niż przechorowanie jest gołosłowne. Nikt, jak do tej pory, nie przeprowadził porządnych badań w tej kwestii. A jak ktoś twierdzi inaczej - kłamie. Wirus, a zwłaszcza szczepionka nań są z nami zbyt krótko, aby takie badanie w ogóle dało się przeprowadzić. Jakoś gdy chodzi o inne szczepionki,  przechorowanie zwalnia z konieczności zaszczepienia. Dlaczego tutaj nie?

Owszem, wielu ludzi (sama takich znam, bardzo zażartych) dało się ogłupić totalnej nagonce prasowej, przestali myśleć, ale jak dla mnie - coś mi tu podśmierduje. Nie twierdzę, że to Bill Gates realizuje w ten sposób depopulację, no, ale, te uporczywie powtarzane kłamstwa na temat konieczności zaszczepienia ozdrowieńców* dają do myślenia czy aby i coś więcej nie jest tutaj kłamstwem. Można by pomyśleć, że nie chodzi tu o ochronę zdrowia, tylko, hm, o coś innego - ozdrowieńcy wszak już tę ochronę mają.

*Ponoć owi ozdrowieńcy stanowią już ponad połowę społeczeństwa. Według skromnych szacunków, albowiem wielu chorych, widząc co się dzieje z zakażonymi i ich otoczeniem w przypadku ujawnienia choroby, nigdzie się nie zgłaszało, ot, pochorowali se w domu jak na zwyczajną grypkę. I stąd też mieliśmy tak wysoką śmiertelność - bo zgłaszano chorobę jak już było rzeczywiście bardzo źle i niewiele dało zrobić.

7 komentarzy:

  1. Masz we mnie fankę.
    Mój brat chorował na covid. Facet lat 74, chory na raka. Przechorował tego covida i nic mu. Raka jednak przestali leczyć, bo szpital stał się jednoimienny, badań nie prowadzili, okazało się teraz, że zrobił się przerzut. Czas na chemię. Ale żeby ją wziąć, MUSI się zaszczepić, bo go do szpitala nie wpuszczą. Szczepić się czy umrzeć na raka? Ozdrowieńca! Nóż się w kieszeni otwiera.

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja do e podpiszę, ludzie nie myślą

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja chcialabym wiedziec w jaki sposob wszystkie trzy uchowaliscie sie na tym swiecie. Od Sreniowiecza do chwili dzisiejszej to jednak spooooro czasu... J.E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny anonimie, ja piszę wyłącznie o eksperymentalnej szczepionce na covid. Co do innych jestem jak najbardziej za. A Ty zamiast rzucać wyzwiskami może byś się odniósł merytorycznie?

      Usuń
  4. Jak mało w blogosferze jest takich wpisów, jak Twoje, Agnieszko. Takich zdroworozsadkowych, bez schlebiania tym, którzy walcząc ze swoimi kompleksami, starają się być bardziej europejscy niż Europa.
    Szkoda, że tak późno tu trafiłam.
    A Nalberczak w Misiu, to mistrzostwo. Joanna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zielonapirania - a nie może zmienić szpitala? Ja 3 tygodnie temu miałam usuwaną macicę z przydatkami, dziś zaproponowano mi 5 tygodni radioterapii i nikt nigdzie ani się zająknął na temat tych niby szczepień (to nie jest szczepionka, to preparat w fazie testów!). Poradnie przyszpitalne nawet już nie wymagają wypełniania tych idiotycznych druków z pytaniami o sytuacje kontaktu z wirusem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, Agnieszko, z całą pewnością nie o ochronę zdrowia chodzi.

    OdpowiedzUsuń