Owszem, wirus jest, owszem, pandemia jest. Ale - nie jest tak jak nas epatują media. Ten cały covid-19 to nie dżuma, jak nam to między wierszami sugerują. Owszem, choroba nieprzyjemna, owszem, niektórzy (bardzo, bardzo niektórzy) na nią umierają. Ale - głównie ci, którzy i tak już są na coś chorzy i zakażenie wirusem zaostrza ich podstawową chorobę. Tak było i w latach ubiegłych w przypadku sezonowej grypy. Osoba chora, dajmy na to na POCHP łapała grypę, w związku z czym POCHP się zaostrzało, przenosiła się na łono Abrahama. Podówczas jako przyczynę zgonu wpisywano nie grypę a POCHP, obecnie jak taki chory złapie tego koronawirusa i kojfnie - wpisuje się - zmarł na covid. Tak naprawdę czysto na covid umiera kilka osób dziennie. Owszem, lepiej (zwłaszcza dla ich rodzin, bo im to już jest ganc egal) żeby żyli, no cóż, hm... Ponad 12 000 zakażonych dziennie? Owszem, nawet sporo więcej. Ale zakażenie <> zachorowanie. Zakażenie oznacza tylko tyle, że w nosogardzieli znajdują się te wirusy. Jak tysiące innych wirusów i bakterii tam bytujących. I to nie jest żadna tam choroba bezobjawowa, dupa kwas, no, wkurzyłam się. To jest brak choroby. Brak objawów == brak choroby. Koniec, kropka. 95% ludzi nosi w nosogardzieli gronkowca. Ale na niego nie choruje, ot, ma go tam, owszem, może go przekazać innym, ale nie choruje. Wszak nie mówimy o takich - choruje na gronkowca bezobjawowo. Kurcze, nieodmiennie kojarzy mi się to ze schizofrenią bezobjawową.
A skąd ja to wszystko wiem? Wyssałam z brudnego palce, bądź zeskrobałam z sufitu? Niee. Siedzę sobie w sanatorium, pomiędzy zabiegami mam mnóstwo czasu, pogrzebałam w sieci, jak się dobrze pogrzebie można się dokopać. I znalazłam to wszystko nie w wypocinach jakichś niedouczonych, goniących za sensacją (dużo trupów lepiej się sprzedaje) dziennikarzy, nie w wypowiedziach naszych władz, które tak naprawdę mają nas (czyli ludność) głęboko w dupie i wykonują bezsensowne, chaotyczne ruchy, aby nam pokazać - "o, jak o was dbamy". Dokopałam się do licznych wypowiedzi autorytetów: profesorów, naukowców, lekarzy praktyków. Abstract tego co znalazłam podałam wyżej.
Papa, lecę na borowinę. A w ogóle jest super, super, w sanatorium luz, nawet połowy gości nie ma, pokoik mam tylko dla siebie, jedzenie dobre (tylko mało, kurcze żesz blade, zapotrzebowanie kaloryczne osoby dziewięćdziesięcio kilowej jest inne niż siedemdziesięcio kilowej), wszystkie zabiegi mam do obiadu, potem łażę po okolicznych górkach. Widoki cudne, pogoda piękna. Żyć nie umierać!
P.S. Maseczkę należy nosić, jednorazowe często zmieniać, wielorazowe odkażać, ręce myć wedle instrukcji. Bo nie twierdzę, że pandemii nie ma. Nie jest tylko aż tak straszna i śmiercionośna jak to sugerują. Tak uważam. Howgh.
Jak ja się ciesze, że ktoś jeszcze podziela moją opinię:)
OdpowiedzUsuńI ja, chociaz co do maseczki to nie uważam , że trzeba nosić, a o czystość należy dbać zawsze.
OdpowiedzUsuńOd jutra zamykają sanatoria, to chyba juz nie poodpoczywasz.
OdpowiedzUsuńZamykają, ale ci co już w sanatoriach są mogą dokończyć turnus. Zamykają dla nowych kuracjuszy. A ja mam jeszcze dwa tygodnie do końca. A co do maseczki to, hm, po wyjściu z sanatorium zdejmuję. W górach tylko dwa razy się zdarzyło, że kogoś spotkałam i w dodatku był to ten sam pan.
UsuńNawet mi przez mysl nie przyszlo, zebys w masce chodzila po lesie i gorach. Dobrze, że mozesz kontynuować pobyt!
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń