Znowu przywaliłam

W jakieś auto na parkingu. Zrobiłam mu mały wgniotek, no, kurcze, naprawdę nieduży. Tak jakby palcem nacisnąć i się zrobił dołek. Co się zrobiło na moim aucie trudno wyczuć. Tylny zderzak ma tych wgniotek do licha i trochę, a konkretnie 5 czy 6. Hehe i hihi. Niebezpieczny ze mnie kierowca, zwłaszcza na parkingu, bo póki co wszystkie moje stłuczki, mniejsze i większe (max to całkowite rozwalenie tylnej klapy) miały miejsce na parkingach. 3 stówy w zadek. Podjechałam do pani agentki od ubezpieczeń, powiedziałam co jest grane i ona, żebym, broń mnie dobry panie boże, nie zwalała tego na OC, dać facetowi żądane 3 stówy i się cieszyć, że nie więcej. Podjechałam jeszcze do zaprzyjaźnionego warsztatu i pan Kamil mechanik bez wahania potwierdził - dać facetowi 3 stówy i cieszyć się, że nie chciał więcej. No, to, kurdele bele, dałam, chociaż Halina, która ze mną do Szczytna pojechała chciała się z nim kłócić, a Krysia, która takoż z nami była, przez pół drogi powrotnej wyrzekała jaki to oszust i jak się dałam w jajo zrobić. A ja uważam, żem mu auto uszkodziła i mu się należy. W miarę możliwości staram się raczej być w porządku, to naprawdę daje spory komfort psychiczny.

2 komentarze:

  1. Ajajaj,przypuszczam,ze gdybym ja byla kierowcą,to byłoby podobnie, albo i gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego nie jeżdżę autem :) zresztą ja i rowerem potrafię w coś przywalić

    OdpowiedzUsuń