Schizofrenia bezobjawowa

W moim powiecie nie ma ani jednego chorego na koronawirusa. Ale muszę się dusić w maseczce. Bo - na pewno, kurdele bele, jest mnóstwo chorujących bezobjawowo. Gdyby nie to iżem okulistycznie człowiekiem przyszłości, tak mi mówią wszyscy badający mnie okuliści, bo mam jedno oko do dali, a drugie do bliży, to widziałabym mało co, bo - w okularach prawie nic nie widać - są zaparowane. A bez okularów - no wiadomo. I jak tu prowadzić auto? No bo jadę przeważnie z koleżankami. Nie mieszkamy razem, więc powinnyśmy te cholerne maseczki nosić. Po co? I tak razem chodzimy na spacery. Oczywiście nielegalnie, bo we 3. Bo one na pewno (a może ja) mają tę schiz... o! pardą koronawiruserię bezobjawową. Planowałyśmy zrobić sobie grilla w trakcie majówki, ale  w sobotę wieczorem jeździła tu policja kontrolując grillowiczów, czy aby mieszkają razem w jednym domu. No, jasne, bo jak by nie mieszkali tooo, no właśnie co? Koronawiruseria bezobjawowa. No, niby ci przyjezdni nie figurują w statystykach naszego powiatu, ale... Sporo ich tu przyjechało, no ja się im nie dziwię, w końcu lepiej siedzieć w domku z ogródkiem, koło lasu, niż w bloku się dusić. Tych przyjezdnych jednak omijam, ale - z dużą dozą prawdopodobieństwa - zdrowi są. Jednak trochę i mnie massmedia paranoją zakaziły. Internet słabo chodzi - przyjezdni pracują zdalnie wysysając go. No, ale, koleżanki, z którymi tego grilla miałyśmy zrobić, a i tak wiele rzeczy robimy we 3, przestraszyły się tych sobotnich policyjnych kontroli, boją się mandatu, i grilla nie będzie.
No a tak poza tym moje życie to akurat wygląda mniej więcej tak samo jak przed, jak mieszkałam sama na odludziu, tak mieszkam. Jak przeważnie spędzałam czas sama ze sobą - tak spędzam. Jak chodziłyśmy we 3 na spacery, tak chodzimy. Jedyna różnica - rzadziej jeżdżę do miasta, bo mi ta cholerna maseczka mocno przeszkadza.
I w ogóle nie rozumiem tego co się wokół zarazy dzieje. Co wyczyniają władze, co wyczyniają masmedia. I po co to wszystko.
P.S. Ja nie twierdzę, jak niektórzy, że tego koronawirusa nie ma. Chodzi mi tylko o skalę problemu, w sposób straszliwy i zupełnie dla mnie niezrozumiały, wyolbrzymioną. Matko boska, zmarło ok 500 osób. W ciągu dwóch miesięcy. To jest nic w porównaniu do innych przyczyn zgonów. Ludzie umierają, takie jest prawo buszu i tego się, niestety, albo może na szczęście, nie da zmienić. Statystycznie w Polsce 1100 osób dziennie. To czemu takie halo z powodu tych kilkunastu dodatkowych? Więcej szkody ta panika przyniesie niż pożytku. A co z tymi, co normalnie lądowali w szpitalu? I to dla ratowania życia? Teraz sobie cichutko umierają po domach. 12 000 w skali kraju się zaraziło. No co to jest w blisko 40 000 000 milionowym społeczeństwie? Nic. Nic zupełnie. Nawet jeśli jest tych zarażonych 10 razy więcej - to też nic. Straszą nas tymi przypadkami bezobjawowymi. Mi się to kojarzy wyłącznie ze schizofrenią bezobjawową (patrz w google). Szwedzi nie udupili społeczeństwa i wcale nie mają więcej chorych ani zgonów. I tu mi jeszcze mówią, że tak ma być najmarniej przez dwa lata. Gdzie tu jakiś sens?

4 komentarze:

  1. Sens jest, tyle, że go nikt nie podaje na widelcu, a tych, którzy ten sens odkryli nazywa się zwolennikami teorii spiskowych. Ale niedługo się okaże, że jednak to nie spiskowe teorie, a bolesna rzeczywistość. Grunt pod to, co się będzie działo, już jest, przepisy nowe wprowadzono. Mam nadzieję, że świat nie da się zrobić w bambuko, chociaż jak patrzę po ludziach, to nie wiem, strasznie są głupi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc ja w żadne teorie spiskowe nie wierzę. Uważam, że nikt pod nic gruntu nie szykuje. Mam tylko wątpliwości co do reakcji rządów na tego wirusa, który niewątpliwie istnieje, aczkolwiek wydaje mi się, że nie jest taki straszny jak go malują.

      Usuń